Helena T. Helena T.
598
BLOG

Czy na stacjach benzynowych widać podziały społeczne?

Helena T. Helena T. Rozmaitości Obserwuj notkę 21

Zwykle korzystam ze stacji benzynowych jednej ze znanych firm, dali mi tam kiedyś kartę do zbierania punktów, i tak jakoś zostało. Z tych punktów jak dotąd nic nie mam, więc może dlatego tam jeżdżę, że się przyzwyczaiłam? A może dlatego że ma sympatyczne zielone logo?

Tankuję zwykle w Warszawie, ale od czasu do czasu zdarza mi się pojechać gdzieś w Polskę, wtedy również staram się korzystać z tej sieci stacji. Nie narzekam. Wszystko jest rozpoznawalne, zawsze mają toaletę w której jest papier i działające suszarki do rąk, kawa i rogaliki jak wszędzie…

Korzystanie ze stacji benzynowej nigdy nie budziło jakichś moich specjalnych emocji, poza może faktem, że obsługa na tych moich zielonych stacjach zawsze tym samym beznamiętnym tonem i z tym samym sztucznym uśmiechem proponuje mi płyn do spryskiwacza. Kiedy płacę, czekam już na to pytanie, które mogliby równie dobrze nagrać i odtwarzać automatycznie.

Kolejek tam zwykle nie ma wielkich, klienci to najczęściej oczywiście mężczyźni, dość przeciętni, małomówni, zwykle śpieszący się gdzieś bardzo. Dla mnie ok, ja też jestem przeciętna, małomówna i zwykle się gdzieś śpieszę…

Dziś jednak byłam zmuszona zatankować na zupełnie innej stacji benzynowej. Zapomniałam, że już wczoraj włączyła mi się lampka ostrzegawcza, i dziś kiedy samochód zaczął dramatycznie piszczeć, przypominając mi o konieczności natychmiastowego zatankowania, pojechałam na pierwszą lepszą stację, która się na szczęście szybko nawinęła. Było to niemal w centrum Warszawy, markę stacji pominę w tym opisie…

Tankowanie wyglądało standardowo, poszłam zapłacić. Pierwsza rzecz, która zwróciła moją uwagę, to kolejka do kasy. Pomyślałam „nic dziwnego, w końcu piątek”, i spokojnie stanęłam na końcu kolejki. W kolejce stali, oczywiście, sami mężczyźni. Jeden, ten przede mną, na cały głos rozmawiał przez komórkę: - No k…a, k….a, to mu powiedz nich spi…la, tak mu powiedz gnojowi! Było to naprawdę bardzo głośne, ale na wszelki wypadek nie dałam nic poznać po sobie, bo pan wyglądał bardzo bojowo. Przed nim stał pan w podkoszulku z krótkim rękawem. Miał nieźle wyrzeźbione plecy i ramiona, i widać było, że nie po to się męczy na siłowni i faszeruje prochami, żeby w listopadzie chować to wszystko pod kurtką. Za mną ustawił się pan, który wbiegł na stację dość spłoszony, jakby bał się czegoś, stał i szeptem powtarzał: - K…wa, k…wa. Nic więcej nie mówił. Muszę przyznać, że czas dłużył mi się nieco w tym towarzystwie, zaś kiedy nadchodziła w końcu moja kolejka, pojawił się dwumetrowy pan z dwoma piwami i wpychając się przede mnie wybełkotał: - Pani puści, nie będę stał z dwoma piwami! Puściłam, zresztą niewiele tu miałam do powiedzenia.

Kiedy z ulgą stamtąd odjeżdżałam, zaczęłam się zastanawiać, czy rzeczywiście do marek stacji benzynowych przypisany jest jakiś rodzaj klienteli? Biznesmeni tankują na stacji X, karki na stacji Y, a artyści… cóż, artyści tankują zupełnie inaczej.

Helena T.
O mnie Helena T.

` ` .

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości